dobre znaczy jakie

Monika Kozień

Dobre znaczy jakie?

Czy to jest dobra fotografia? Czy to jest dobry fotograf? Czy to jest sztuka? Często słyszę tak sformułowane pytania. W powszechnym przekonaniu, któż jeśli nie ktoś taki jak ja powinien udzielić właściwej odpowiedzi. Jestem przecież pracownikiem Muzeum Fotografii, ba, nawet kustoszem, do tego kończyłam historię sztuki. Oczekuje się ode mnie, że wręcz wyciągnę z szuflady listę wskaźników i odhaczając jeden po drugim sprawdzę jak w laboratorium chemicznym skład i jakość i wydam werdykt. Gdyby sprawa była taka prosta… Ale też czy o to chodzi, żeby było „prosto”?

Muszę się do czegoś przyznać, od razu na początku. Nie znam precyzyjnej recepty na dobre zdjęcie. Co więcej uważam, że coś takiego jak uniwersalnie „dobre zdjęcie” nie istnieje. Zmienia się świat, zmieniają ludzie, zmienia znaczenie różnych pojęć i tak samo ewoluują koncepcje dotyczące fotografii.

Oczywiście rozumiem osoby zadające powyższe pytania. Ktoś, kto posiadłby umiejętność tworzenia absolutnie doskonałych obrazów, prawdopodobnie niepodzielnie rządziłby współczesnym światem. Gdy na początku XIX wieku dokonywały się pierwsze próby uwieczniania obrazu na fotografii z pewnością nie wyobrażano sobie jakie wielowymiarowe konsekwencje będą miały te eksperymenty. Szybkość z jaką doskonaliła się technika fotograficzna uświadamiać może jak duże było zapotrzebowanie społeczne na ten wynalazek, jak duży był głód obrazów. W ciągu stosunkowo krótkiego czasu wcześniejsze doświadczanie świata wieloma zmysłami zostało zdominowane przez wizualność. Obraz i szerzej – zarządzanie zbiorowym patrzeniem na rzeczywistość – stały się ważnymi narzędziami wywierania nacisku, czy to w zakresie sprawowania władzy politycznej czy też w kontekście społeczno-kulturowym. Być może naruszę teraz posadami świata niektórych czytelników, ale ani oko, ani fotografia, ani sztuka, ani nawet nauka nie są niewinne. Kryją się za nimi rozmaite racje, światopoglądy, okoliczności i oczywiście cele, co uwidacznia się chociażby w oficjalnym języku wizualnym. Kolejne zmiany, którym podlegał odzwierciadlają kolejne etapy rozwoju życia społecznego.

W początkowym okresie fotografami byli głównie bogaci mieszczanie, najczęściej właściciele atelier fotograficznych traktujący fotografię jako rzemiosło, ale także przedstawiciele innych zawodów i klas społecznych pasjonujący się tym medium. Dla jednych i drugich dobre zdjęcie było to takie, które upodabniało się do klasycznej sztuki – malarstwa lub grafiki. Inspiracje dotyczyły zarówno tematyki, jak i kompozycji, a także cech formalnych typowych dla technik malarskich i graficznych. Dobre zdjęcie musiało być ładne, bo też sztuka miała być ładna. Dbano o złoty podział, precyzyjnie komponowano elementy kompozycji, żaden nie miał prawa zbliżać się do krawędzi kadru ani oczywiście wystawać poza nią, usuwano zbędne elementy, które zanieczyszczały układ kompozycyjny. Ważne było nastrojowe światło, chętnie stosowano zamglenia. Nie mówiąc o zwolennikach tak zwanych technik specjalnych, którzy całe dnie spędzali w ciemni nadając odbitkom charakter malowidła lub ryciny.

I ciekawe, że działo się to w czasie, gdy Gustaw Courbet formułował założenia realizmu nawołując do nieupiększonej prawdy i wychwalając nieatrakcyjną rzeczywistość. Tak naprawdę przyłapywanie rzeczywistości w jej zaskakujących, niekiedy dziwnie zdeformowanych formach stało się możliwe dopiero wtedy, gdy technika fotograficzna uprościła się na tyle, że właściwie każdy, bez szczególnej wiedzy czy to fizycznej czy chemicznej, mógł robić zdjęcie. Pojawienie się w USA latach 80. XIX w. pierwszego aparatu Kodak i później także w Europie pierwszego modelu aparatu Brownie wywołało prawdziwa lawinę zdjęć amatorskich i równie wielką lawinę lamentów profesjonalistów, którzy wietrzyli upadek fotografii. Rzeczywiście zmiana była kolosalna. Zdjęcia były nieostre, z zaburzonymi proporcjami, przypadkowymi przechodniami zasłaniającymi pozujących, dziwnymi skrótami perspektywicznymi. Wszystkie te potępiane przez tradycjonalistów „wady” szybko okazały się zaletami, co więcej także ważnymi narzędziami w rozwoju edukacji wizualnej, uświadamiały mianowicie jak zasadniczo różni się przyłapana na nieruchomej fotografii rzeczywistość od wyobrażeń o niej.

Docenienie autonomicznych cech fotografii nie świadczyło o zaniku tradycyjnego podejścia do niej. Świadczą o tym niezliczone prace członków dwudziestowiecznych stowarzyszeń i związków fotograficznych, a także bardzo popularne wtedy poradniki. Pełno w nich było szczegółowych instrukcji co jest warte sfotografowania i jak należy to robić, żeby zasłużyć na miano profesjonalisty. Oto kilka z nich: „Portret, w którym z modela wyrasta futryna drzwi, a twarz znajduje się na tle kilimu o żywym deseniu, będzie zawsze zupełnie bezwartościowy.” pisał na przykład Tadeusz Cyprian w publikacji Fotografowanie przy sztucznym świetle z 1936 roku. 

Umieszczenie sztafażu profilem w kierunku najbliższego brzegu obrazu, a więc tyłem do tematu głównego, jest z reguły wadliwe. Sztafaż powinien sylwetą odcinać się mocno od tła dalszych planów krajobrazu i może liczyć najwyżej 3-4 osoby, gdyż większe grupy ludzi mają już tylko charakter prywatno-pamiątkowy i nie działają estetycznie.

Wreszcie sztafaż górski, bez względu czy nim będzie góral, czy turysta, musi być stylowy, gdyż inaczej nie wiąże się z górami. Jeżeli góral, to prawdziwy, a nie przebrany przybysz z nizin, jeżeli turysta, to o zgrabnej, smukłej sylwetce, ubrany nie pretensjonalnie, ale i nie nizinnie, lecz w myśl wymagań turystyki górskiej[1].

Zacytowane porady mogą śmieszyć współczesnego czytelnika, ale jeżeli zlikwidujemy archaizmy językowe i skrócimy tekst, czy przypadkiem nie zaczną przypominać dobrych rad z karuzel na Instagramie jak uniknąć błędy fotograficzne i dzięki temu zwiększyć zasięgi naszych profili w mediach społecznościowych?

Można zapytać czy to źle, że zdjęcie jest estetyczne? Tak miło przecież ucieszyć oko. Świat wkoło jest często przygnębiający, trudny do zniesienia, brzydki, okrutny, dlaczego mamy się pozbawiać chwili przyjemności. Tak, to jest absolutna prawda. Piękno, harmonia i wysmakowanie jest potrzebne, ma swoje miejsce w naszej kulturze. Powrót do klasycznego piękna pozwolił ludzkości przetrwać nie jeden kryzys i podnieść się po niejednej katastrofie. Nie przypadkiem byliśmy w przeszłości świadkami fal inspiracji klasycznością po I i II wojnie światowej. Mnie chodzi o coś odwrotnego – o pozwolenie sobie na zobaczenie wartości także w czymś zwykłym, błahym i „nieudanym”. Docenieniu tego co mamy w pudełkach i albumach. Jak dobrze się przyglądniemy to znajdziemy tam prawdziwą czułość w spojrzeniu mamy obserwującej syna wchodzącego do szkoły, dobrą zabawę emanującą z nieostrej sylwetki siostry zeskakującej z huśtawki, czy rozdzierającą pustkę pokoju dziadka po jego odejściu.


[1] A. M. Wieczorek, Fotografowanie w górach, Księgarnia Wł. Wilak w Poznaniu, Poznań 1938, s. 17.

Create a website or blog at WordPress.com